IX 2015
Daleko od szosy
Wrzesień - miesiąc, w którym niemal rokrocznie przyjeżdżamy ku Drawie, dziewicze miejsca wokół rzeki i pobliskiego jeziora penetrujemy korzystając z roweru i kajaka.
Spływ DRAWĄ
Sprzyjająca aura pozwala na organizację odłożonego w czerwcową niepogodę /na wrzesień/ spływu Drawą; z rzeki tej wpływamy do małej rzeczki Mąkowarki, która z kolei wiedzie nas do jeziora Mąkowarskiego. Znamy meandry i otoczenie tej małej strugi, ale to na co trafiamy tym razem po prostu mnie powala - trzcina rozpanoszyła się okrutnie, jej liście pokryte zieloną mszycą bardzo utrudniają manewry wiosłem. Wiele wysiłku trzeba włożyć by pokonać ten gąszcz, długie liście smagają twarz, szyję, ramiona, wchodzą pod pachę, niemal tną skórę, jestem oklejona zieloną mszycą - brrrrrr - trzeba przebrnąć ten kręty zarośnięty odcinek rzeczki - byle szybciej wyjść z terenu mokradeł i zbliżyć do jej leśnego otoczenia. Mimo dwóch przenosek wymuszonych przez powalone drzewa z ulgą podpływamy w okolice mostku, za mostkiem czeka nas kolejna przenoska, jeszcze kilkadziesiąt metrów otoczonych pięknym drzewostanem i wpływamy w wody jeziora Mąkowarskiego. Opływamy jego sporą część, widmo powrotu mnie nie zachwyca, ale okazuje się dużo łatwiejszy i szybszy co wynika zapewne z orientacji i znajomości trasy. Wpływamy do Drawy i teraz pozwalamy, by jej nurt niósł nas powoli i spokojnie - zaliczamy więc spław!
..........
Pierwszy rowerowy 65-kilometrowy wypad leśnymi niejednokrotnie trudnymi, piaszczystymi drogami Drawieńskiego Parku Narodowego spowodowany jest bezgranicznym apetytem na wędzoną sielawę, którą odbieramy w Łasku.
O malowniczości Parku można by pisać wiele, bogactwo przyrody, zniewalające otoczenie Drawy - obrazy, dźwięki i zapachy manipulują wręcz doznaniami przybyszów!
W Barnimiu rzeka udziela nam sielski odpoczynek i schładza zgrzane rowerowym trudem organizmy.
..........
Pozbawiona swej szosówki czuję się nieco niespełniona i marzy mi się rowerowy objazd jeziora. Wiadomo - nie robi się tu dystansów - tylko pokonuje wymagający teren wokół akwenu.
A więc w drogę! Mam zakodowaną w pamięci tę trasę, wszak kilkakrotnie obeszłam jezioro i wiem, że poza szerokimi leśnymi duktami czekają nas grząskie i wąskie ścieżynki wśród gęstwin młodego drzewostanu i chaszczy. Po pokonaniu takich właśnie miejsc docieramy wprzódy na pole namiotowe, tu krótki postój na wzrokowe zeskanowanie obrazów! Odpoczynek treściwy, ale i krótki - przemierzamy niewielki odcinek leśny i nagle naszą grząską trasę przecina rzeczka. Mostek jest przy dukcie głównym ... spoglądamy w lewo na zakole rzeczki i widzimy powalone drzewo. Coś dla mnie - trzeba się tylko do niego dostać pokonując podmokły teren zarośnięty dziką roślinnością i pokrzywami, taszcząc rower docieramy do powalonego pnia.
Przejście na drugi brzeg to sama frajda!
Wjeżdżamy na teren ośrodka z kilkoma domkami i bogatą bazą wypoczynkową...
Znowu postój na skanowanie obrazów i kierujemy się ku przyjeziornej dróżce. Wyjazd z ośrodka nie jest już tak łatwy jak wjazd, przed nami pojawia się prowizoryczna brama i zamknięta kłódką furtka. Na szczęście jest możliwość uniesienia siatki i przeczołgania się pod bramą.
Wyjazd piaszczystą drogę pod górę i mamy asfalcik, wjeżdżamy do Cybowa. Tu zapada decyzja o powrocie nową szutrówką do mostku i dalej leśnym duktem do Rościna.
..........
Wymagające tereny, jazda rowerem leśnymi wertepami to wysiłek zupełnie inny od pędu szosą po asfalcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz