wtorek, 13 listopada 2018

Jesienny CZAR tras

 Jesienny czar tras 



"( ... ) Dusza ma, zda się, o tysiące lat
W przeszłość cofnęła się na czasu zdroju,
W wiek ziemi błogi, szczęśliwy i młody,
I patrzy z żalem, jak ginie ten świat,
Jak kona z boskim uśmiechem spokoju
Olimp radości, piękna i pogody"
                                                                    Leopold Staff

                




            




8 listopada
https://www.youtube.com/watch?v=W2ZMasaj-ro




11 listopada

https://www.relive.cc/view/rt10002343174

piątek, 21 września 2018

* LUBIĘ LUBUSKIE*

>> 400 km lubuskimi drogami <<

    - nie mogło być innej kontynuacji niczym niezmąconej 1000 km rajzy  szlakami rowerowymi przez Niemcy.


https://cyklistka.blogspot.com/2018/09/km-szlak-rowerowy-przez-niemcy-idac.html

Tam /z malutkimi przerwami na szuterek/ bezstresowo i bajecznie sunęliśmy asfaltowymi gładziutkimi DDR-kami i szosami - a jak potraktują nasze rowery lubuskie nawierzchnie słynące z niespodzianek brukowo-kamiennych??? 

16.IX  - 139km 
Niespiesznie /wszak jesteśmy w kraju, a więc u siebie, a to oznacza luzik/ wyjeżdżamy z Żagania kierując się na północ. Widok mijanych wiosek i wciąż zielonych leśnych ostępów oraz nagich odpoczywających pól zapewnia spokojną, beztroską jazdę, urozmaiconą dialogiem:
- Spakowałeś latarki?
- A ładowarki?
- Dokumenty?
Na wszystkie pytania słyszę krótkie:
- Tak!
... a na 40-tym km dowiaduję się:
- Nie zabraliśmy leków!
- Wracamy?!?! 
- Nie!
Do bani!!! ... co dalej z kuracją? 
I co teraz?  
Przecież mamy nadzwyczajne i fantastyczne CÓRKI!!!
Zatrzymuję się i telefonuję do Pierworodnej ( ... )
W Ochli pod Lewiatanem oczekiwanie na Jej przyjazd trwa 40minut, ten czas wykorzystujemy na zakup prowiantu oraz przeodziewek - na letniaka.
Dziecko przyjechało, przywiozło /DZIĘKUJEMY z całego serca / i odjechało - no to my też!
Zielona Góra - wjeżdżamy w Centrum, a tu Winobraniowy kipisz handlowy, tłoczno i ciasno - raz prowadzimy rowery, albo slalomem omijamy zainteresowanych towarem kupujących. Wśród nich wypatrują nas przemili znajomi ze Szprotawy, krótka pogawędka: "skąd-dokąd" wymiana uśmiechów i pozdrowień i uciekamy spiesznie z ciżby i tłoku. 
Opuszczenie winnego grodu "urozmaica" mi kapeć w tylnym kole, a więc  mamy już trzeci przystanek - niezły początek!
Sulechów i Babimost przemykamy spiesznie, oby tylko rodzina nas przypadkiem nie namierzyła, Zbąszyń i Trzciel można zaryzykować stwierdzeniem, iż "nie wiadomo kiedy" mamy za sobą. Pamiętni kiepskiej nawierzchni drogi do Pszczewa widzimy, że na lepsze nic się tu nie zmieniło.
W Pszczewie sporo czasu tracimy na poszukiwanie noclegu, co zostało nam wynagrodzone cudownie zlokalizowanym pokojem z widokiem na jezioro w Ośrodku "Relax".
Spacerując uliczkami miasteczka nawiedzamy knajpkę ze smakowitą kuchnią "U Szewca".  
Zaokienny widok zachodzącego słońca nakazuje wieczorne rozleniwienie.

17.IX  - 136km 
Pszczew opuszczamy kwadrans przed 8-mą kierując się na Międzyrzecz, będziemy przejeżdżać przez Stołuń - wioskę leżącą nad jez  Stołuń i Czarnym, z którego malowniczym przesmykiem można przepłynąć do świetnego do nurkowania jez Lubikowskiego.
U schyłku lat 80-tych ub. wieku do Stołunia zostaliśmy niemal zesłani, kiedy to jez Ostrowieckie wessano do Drawieńskiego Parku Narodowego z zakazem biwakowania w miejscach drogich naszym sercom. 
https://cyklistka.blogspot.com/2016/11/rowerowo-z-retrospekcja.html

Kilka kolejnych letnich wypadów pod namiot zaliczyliśmy wraz z dziećmi, przyjaciółmi i ich dziećmi nad stołuńskimi wodami. 
Krótki foto-stop i kręcimy do Międzyrzecza, popas kawowy wraz z przeodziewkiem na stacji paliw w towarzystwie zuchwałego wróbelka spiesznie pałaszującego podrzucane mu okruszki i kontynuujemy pedałowanie komfortowo starą "3", zjeżdżamy na Bledzew, dalej - Lubniewice okolica cudna, nawierzchnie bez zarzutu, a otoczenie dróg po prostu bajeczne. 
Dopiero wjazd w DK22 serwuje nam nieco stresu, ruch  tu jest spory, DDR-ka Krzeszyc daje chwilę luzu i cd. spinki do Słońska. Na Czarnowskiej Górce wita nas wieża widokowa na Ujście Warty, wchodzimy na konstrukcję o wys 16m, skąd podziwiamy panoramę nadwarciańskiego rozlewiska będącego siedliskiem wszelakiego ptactwa wodnego.
Zjazd z DK 22 nie zmienia na lepsze komfortu jazdy, bowiem spękany i nierówny asfalt i przeciwny wiatr na bezkresnej

krainie szczodrej jedynie wiatrakom wymusza zwiększony wysiłek. 

Za obwodnicą Ośna Lub odskoczyliśmy na drogę 134 i tu lekko popychana przychylnym wiaterkiem znowu mogłam zachwycać się lubuską krainą. Nowa nawierzchnia tuż przed Rzepinem nie mniej cieszyła, a pięknie ukwiecone miasteczko pozostanie na długo w pamięci.

18.IX - 126km 
KOMUNIKAT:
Przeprawy promowe na Odrze - nieczynne ze względu na niski stan wód,  co oznacza że zaplanowana przeprawa w Połęcku jest wykluczona!
Mamy więc problem z Odrą, gdzie ją przekroczyć?
Możemy z Rzepina pojechać do Frankfurtu i niemieckimi DDR-kami komfortowo dojechać do Zasiek, ale co wówczas z zaplanowanym lubuskim akcentem naszej trzydniowej podróży rowerowej?
Połowa ma sugeruje: 
- Jedziemy drogą 139 i 138 /kier - Gubin/, do Maszewa, tam kierujemy się na Osiecznicę i dalej do Krosna Odrz. 
Jak postanowił tak i poprowadził, droga w zasadzie bez zarzutu z pominięciem mijanych wiosek - wszystkie trzeba było zmęczyć brukiem! Tylko nieliczne serwowały chodnik z kostki typu polbruk.


Popas kawowy z deserem lodowym 
w Krośnie Odrz 
poprawił nastrój 
i doładował, wjeżdżamy w wielokrotnie przejechaną trasę na Dychów, Bobrowice i tu znowu niespodzianka!
Możemy do Bogaczowa dotrzeć nieprzejechaną dotąd leśną drogą niemal przyległą do Bobru przez Żarków, Łagodę (z drewnianym mostem nad Bobrem). Jestem zachwycona tą leśną drogą, która skutecznie osłania przed agresywnym dziś słońcem i wiatrem. 
Wyjazd z Wysokiej zmienia wszystko, bowiem odtąd zaczyna się piekiełko brukowe aż do przejazdu przez traumatyczny dla mnie od zawsze Bogaczów, gdzie nie przekraczam 8km/h 
- Jak ja nie lubię tej drogi!!!
Wyjazd z Bogaczowa i towarzyszące mi w nim agresywno-negatywne emocje powodują, że do Nowogrodu Bobrz cisnę w pedałki z miłym i satysfakcjonującym mnie impetem, a ostatnie 22km do Żagania już z rozpędu pokonuję szybko i gdyby nie piekące stopy - byłoby - bezboleśnie! 
 No cóż? 
Daleko nam bardzo do infrastruktury rowerowej zachodnich sąsiadów i to boli, jazda rowerem lubuskimi drogami zapewnia emocje - pozytywne, ale i - negatywne, zgodnie zresztą z opinią wielu cyklistów przemierzających "rowerowo" nasze województwo.
Ale co najważniejsze:
NUDY NIE BYŁO!        

piątek, 7 września 2018

1000km szlak rowerowy przez Niemcy

 1000 km szlak rowerowy przez                          Niemcy                             


Idąc prosto przed siebie nie można zajść daleko…

29.VIII.2018 - 181km 

godz.1

Budzik wyrywa mnie ze snu, bez ociągania opuszczam posłanie, sporządzam kanapki na drogę i na pierwszy dzień podróży. 
godz. 2
Jako ostatnia - oczywiście - wsiadam do samochodu mego jedynego bratanka Jacka W - to on zawiezie nas do Eisenach. 
Podróż - urozmaicona barwnymi rozmówkami, a i zaliczoną drzemką mija mi relaksowo i szybko.
godz.8
Samochodem wjeżdżamy wprost na „naszą”DDR-kę, jest zimno 8’C ... żegnamy się z Jackiem, dziękujemy Jemu serdecznie, życzymy sobie wzajemnie szczęśliwej podróży - On ma jeszcze przed sobą  450km samotnej drogi powrotnej, a my ok 1000km krętych niemieckich Dróg Dla Rowerów.
Wpinamy w rowery torby, torebki, wciskamy w koszyczki pełne bidony, chwytamy dłońmi kierownice i rozpoczynamy jedyną tegoroczną wyprawę/przygodę! od Eisenach przez Bremerhaven, Hamburg do Szczecina.
Pierwszy rzut oka ku rzece nie może być długi i wnikliwy, bowiem DDRka jest szutrowa i kręta, a szpaler krzewów zasłania jej pełny widok, mimo to łapię zaciesz; doświadczona podróżą z 
Dunajem 
https://cyklistka.blogspot.com/2017/02/nasze-eurovelo-czyli-800-kilometrowa.html
Nysą i Odrą 
https://cyklistka.blogspot.com/2015/04/
wielce jestem ciekawa tego co przede mną.
Werra jest średniej wielkości rzeką o dość krętym biegu otoczona soczystą zielenią lasów, wzgórzami, skalnymi urwiskami. Asfaltową ścieżką jedzie się obłędnie, niekiedy tylko trzeba uważać na usypane i często rozjechane spady jabłoni, nad którymi grasują osy. Małe i większe miasta i wioski zachwycają architekturą szachulcową, czyli „z pruskiego muru" w najróżniejszych kształtach i kolorach. Mijamy też kilka miejsc upamiętniających dawną mocno tu ufortyfikowaną granicę NRD z RFN.

Wjeżdżamy do Hann-Műnden, urok tego miasta nie pozwala przemknąć szybciutko jego zaułkami, niepowtarzalny czar fasad zachwyca - trzeba zeskanować widok w pamięci, bo kunszt architektoniczny po prostu wzrusza.
W mieście tym rzeka Werra łączy się z rzeką - Fuldą tworząc początek Wezery
Wezera – rzeka w Niemczech, powstała z połączenia rzek Werry i Fuldy. Ma długość 733 km, a powierzchnia dorzecza wynosi 45,5 tys. km². Wikipedia  Długość452 km
Od teraz jedziemy z Wezerą.
Słoneczko nas dziś nie oszczędza, wypijamy cały zapas wody, w pierwszym nawiedzonym miasteczku nawadniamy się łapczywie, uzupełniamy też bidony i to diametralnie zmienia tempo i komfort jazdy.

W osobliwym mieście Hőxter kończymy pierwszy dzień podróży.




https://www.relive.cc/view/rt10001300120

30.VIII - 167km 
„Nauczyłam się, że nie można się cofać, że istotą życia jest iść naprzód. Prawda jest taka, że życie jest ulicą jednokierunkową” 
Agatha Christie
Nasyceni i wypoczęci wychodzimy poza mury hotelu, spowite wilgocią i panującą mżawką uliczki psują radość poranka.
Nie tylko aura niweczy ład - przed samym startem Połowa ma musi zmienić w swym tylnym kole dętkę - jest kapeć! Skąd?
Wbrew pierwszym niefartom zaliczamy niezapomniany, bo otoczony długą aleją dostojnych platanów wyjazd z miasta, który fascynuje i napawa nadzieją, że ta mżawka i drobne opady nie potrwają długo.
Malownicze widoki krętej Wezery otoczonej małymi wzniesieniami, sadami, niezliczonymi zagrodami hodowców koni pozwalają bagatelizować pojawiające się od czasu do czasu drobne opady deszczu. W Minden zatrzymujemy się w MacD, takie gastronomiczne chwilówki zadziwiająco regenerują i pozwalają łatwiej zmagać się z przeciwnym dziś wiatrem.
Jaskółki wciąż niziutko szybują nad rzeką i nad naszą DDRką, a to zapowiada kolejne deszcze, no i dopada nas w końcu chmura, przed którą znajdujemy schronienie pod koroną nadrzecznej wierzby... stoimy, patrzymy i słuchamy.
Przejaśnienia jakoś nie widać więc zwracam się myślami do patrona kierowców: 
-„Krzychu! Opanuj tę niepogodę, bo ja muszę jechać!!!!”
....  Posłuchał ....

Niebo jaśnieje, wiaterek nas suszy - kręcimy ... 
Porta Westfalica to perełka tego dnia. Miasto położone jest na prawym brzegu Wezery, przy kanionie Porta Westfalica, gdzie rzeka biegnie przez przejście między dwoma górskimi łańcuchami - wyniesieniem Wiehengebirge na zachodzie i wzgórzami Wesergebirge na wschodzie. 

Bramę Westfalii zdobi Pomnik Księcia Wilhelma usytuowany na wzgórzu; zatrzymujemy się na krótką chwilę - patrzymy ... 
Stolzenau - w niedrogim pensjonacie zajmujemy małe mieszkanko na poddaszu z 2 pokoikami, salonikiem, kuchnią i łazienką.

https://www.relive.cc/view/rt10001314100

31.VIII. - 125km 
„Podróż po świecie to wędrówka od prowincji do prowincji, a każda z nich jest samotnie i tylko dla siebie świecącą gwiazdą” Heban - R Kapuściński 
Krótko po 6-tej - napełniamy żołądki ciepłymi i chrupiącymi bułeczkami, do tego kawa/herbata w nieograniczonych ilościach.

Nienburg i Hoya - malownicze miasteczka Dolnej Saksonii - cóż można napisać o tysiącach szczegółów i detali architektury starych szachulcowych domów z niepowtarzalną sztukaterią?

Albo bywa też po prostu czerwono - czerwono/ceglane domy, czerwona nawierzchnia DDRek i jezdnia wyłożona czerwonym kruszcem.
I wiatraki ... 
I konie ... 
I Dolce VITA!!!

Popas, spoglądam na telefon - kilka nieodebranych połączeń od mej koleżanki z dzieciństwa i później naszej wspólnej/Bobrowej - Ziutki D...  (wprawdzie przed wyjazdem próbowałyśmy się skrzyknąć, ale tym razem miało nie być nam sądzone)   
coś się zmieniło?
Oddzwaniam ...
Słyszę potok Jej nieustępliwych słów:
-Gdzie jesteście?
-Do Bremy jedziecie!?!?
-Po co będziecie się tam pchać???
-Ja mieszkam tak bliziutko...
-Czekam...
-Zapraszam!!!
-Przyjeżdżajcie!!!!

Co robić?
Zboczyć z trasy?
Odpuścić atrakcje Bremy?
Zmienić zaplanowaną trasę?

Nie lubię podejmować decyzji pod wpływem presji, mam ten luksus, by scedować postawienie kropki nad "i" na mą Połowę ... więc po chwili nanosi On adres Ziutki do nawigacji.
Porzucamy Wezerę i jedziemy do Brettorf.
Owe „bliziutko” to 50 km dróg, ale też i leśnych oraz polnych bezdroży, zmuszających nas do prowadzenia roweru piaszczystymi wertepami leśnych duktów i polnych ścieżynek. Na koniec mamy szybki zjazd gładziutką  DDR-ką i w dole przepakowujemy się do auta naszej gościnnej żaganianki.
Brettorf - spokojna niby senna, ale jakże malownicza miejscowość, której zakamarki i ciekawostki z entuzjazmem odkrywa przed nami wciąż młoda duchem i ciałem - Ziutka - dziewczyna/Rakieta.
Jej staropolska gościnność również nie wygasła, karmi nas i poi wykwintnie.
Rozmowom o tym co tu i teraz, o przeszłości, o rodzinie, o znajomych nie ma końca ... jest miło, wesoło i przyjaźnie. 
A furda-tam z Bremą i Jej atrakcjami!

https://www.relive.cc/view/rt10001323300

1.IX - 190km 
„A przekroczyć próg najtrudniej jest w sobie” 
Wiesław Myśliwski
Odświeżeni, oprani, syci z niekłamanym wzruszeniem żegnamy progi domu naszej Ziutki i wracamy po skosie do Wezery.
Droga nasza utrudzona tego dnia przeciwnym, dokuczliwym wiaterkiem przecina rolnicze wioski oraz miasteczka. Bliskość Wezery automatycznie zmienia widoki - dostrzegam wiele malowniczych zagród z domami przykrytymi ciężką strzechą - ładnie!

Bremerhaven - mamy ujście Wezery do Morza Północnego -  1 CEL naszej podróży... 
roztkliwiam się na promie, najchętniej stanęłabym w bezruchu i patrzyła na wody
umykającej ku Morzu Północnemu Wezery, ale emocje na to nie pozwalają. Chaotycznie rozglądam się na wszystkie strony, jestem w gąszczu samochodów i ludzi - wszak to prom!
Ale jeszcze wcześniej, podczas oczekiwania na przeprawę  ustalamy, że spróbujemy sprężyć się na tyle, by dojechać dziś do Hamburga - zmieniamy kierunek drogi, a więc wiatr powinien nam pomóc! Przed nami jeszcze jakieś 110km, zbliża się 13-ta, jest szansa 
- No to w drogę!
Pokonanie tej trasy to jak treningowy młynek ... kręcimy z nastawieniem zrobienia dystansu. Po drodze wskakujemy do MacD , bo to najszybszy sposób na doładowanie. 
Wjazd do Hamburga pozwala na chwilowy luzik, ale trzeba jeszcze dotrzeć do promu. Kolejna frajda to spotkanie z Łabą!
Na promie tłoczno nieco, po drugiej stronie rzeki wymuszony postój, by nanieść do nawigacji adres zaklepanego przez córkę hotelu.
Ten ostatni 7-kilometrowy etap jest już trudny, zmęczenie nakręca irytację, droga prowadzi przez parki, zaułki uliczek jakby obrzeżami miasta, paskudne kręcenie niczym na oślep, bez orientacji 
„gdzie ten hotel?????”
Jest! 
- Toaleta ...
- Zakupy w markecie ...
- Kolacja ...
- Odpoczynek

https://www.relive.cc/view/rt10001341680

2.IX. 144km 
„Trzeba uważać! Czas się zbyt łatwo na przeszłość zamienia” K.K Baczyński
Musimy dotrzeć na cmentarz, tam pochowany został wuj mej Połowy - zestrzelony w lipcu 1944r lotnik Dywizjonu 300.
„Cmentarz został otwarty w 1877. Dokonano na nim ponad 1,4 mln pochówków. Zajmuje powierzchnię 391 ha, na której znajduje się 12 kaplic, ponad 256 tys. miejsc pochówku i sieć ulic o łącznej długości 17 km. Transport publiczny cmentarza obsługiwany jest przez dwie linie autobusowe z 22 przystankami” 
i znajdź tu wujka!
Małżonek korzysta z Tablicy Informacyjnej i w/g planu obiera kierunek ... ja biernie podążam za nim, bowiem dla mnie to labirynt nie do przebycia ... trafiamy na sektor polski, rozglądamy się i przyglądamy, ale ...
„to nie tu” - słyszę, wsiadamy na rowery i krążymy nadal, jest sektor angielski - wjeżdżamy, z prawej centralne wejście wskazuje spory piaskowy krzyż, z lewej dwie kapliczki ... w prawo? czy w lewo?

 Rozchodzimy się, małżonek zdzwania się z bratem, uzuskuje namiary - nr rzędu i mogiły 
Bingo!


II CEL wyprawy osiągnięty!
Wzruszenie ...
W roślinną kępę wbijam białą i czerwoną różę i biało-czerwoną chorągiewkę, mąż zapala znicz ... chwila zadumy, rozglądamy się ... jakoś trudno stąd zmykać, chciałoby się pochodzić, poczytać, poddać refleksji, ale czeka nas jeszcze długi powrót do kraju. 

Będzie to już tylko tłuczenie km pod złośliwy północno-wschodni wiatr przez pola wioski miasta i lasy do Polski! do domu!

https://www.relive.cc/view/rt10001360693

3.IX. - 176km 

"Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń
Ważne by ich nie przegapić"
Maciej Kozłowski
Po nocnym odpoczynku w Crivitz cd. pedałowania na wschód. Wiatr konsekwentnie nam uprzykrza przyjemność jazdy, ale wreszcie trafiają się lasy osłaniające nas nieco od jego siły, a i od słońca.


DDR-ki pojawiają się od czasu do czasu, a mijane większe i mniejsze miejscowości do złudzenia swą architekturą przypominają zagrody zachodniopomorskiego. 
Jedynie obracające się śmigła licznych wiatraków wskazują nam, ze kolarzowi wiatr zawsze w twarz  ... skoro tak - wożę się na kole mej Połowy, by dotrzeć do Strasburga, bo tam mamy zaklepany nocleg.
Hotel i Restaurację „Syrtaki” polecam każdemu rowerzyście: smacznie-klimatycznie-sympatycznie tu, a co najważniejsze: niedrogo!
Kolacja, piwo i gratisowe uzo już niemalże zwieńczają naszą wyprawę i mimo, że jeszcze do kraju nie wjechaliśmy poddaję się bez mała dziecięcej radości, że to już-już, tuż-tuż!

https://www.relive.cc/view/rt10001374663

4.IX. 63km 
godz 8 - wchodzimy w ostatni etap podróży. 
do granicy - 45km!
do Szczecina - 63km!
Oczywista oczywistość - pod wiatr!
Teren odkryty... 
Wiatraki...
Dużo wiatraków...
Co pokazują ich śmigła?
Przeciwny wiatr!!!!
Do tego hopki: podjazd-zjazd, podjazd-zjazd ....
i choć ich nachylenie jest łagodne lekko nie jest, ale nic-to! Oby do Kraju!
Wjazd do Polski zawsze wzrusza, chwila na foto i ......
lecim na Szczecin!

https://www.relive.cc/view/rt10001382690



Czymże jest życie, jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw?
Trzeba tylko umieć je popełniać! 
A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej sposobności, bo nie zdarzają się co dzień.
George Bernard Shaw