niedziela, 2 października 2011

"A jesień była piękna tego roku" ... Praga 2011

A Jesień była piękna tego roku ...


  •  

Było rzeczywiście tak ciepło, że nie miałam nawet chwili wątpliwości i obiekcji w kwestii realizacji pomysłu mego małżonka by rowerem wybrać się do ... PRAGI.
Tak więc 1 pażdziernika 2011 roku startujemy w Pieńsku,  tu przekraczamy Nysę i kręcimy ścieżkami rowerowymi do Zittau.
Teraz czeka nas teren podjazdów i zjazdów, ale sprzyjająca pogoda pozwala pokonywać trasę bezboleśnie. W pewnym momencie gubimy swą drogę i dzięki uprzejmości czeskiej cyklistki, która rezygnując z obranej trasy - zawraca i kilka kilometrów prowadzi nas piękną leśną ścieżką rowerową na właściwą drogę prowadzącą do miasta Doksy. Tu -  przy markecie posilamy się bułeczkami i bananami,
uzupełniamy bidony po czym kontynuujemy podróż drogą nr 9 na Pragę.
W tym dniu po pokonaniu 150 km docieramy do miasta Melnik, małżonek lokalizuje miejscowy Camping, załapujemy się na wolny pokój  :-O i ku naszej radości jest tu też restauracyjka,a uliczkę dalej - Kaufland, czyli wszystko co będzie nam potrzebne jest osiągalne w najbliższej okolicy  :piwo:
2 października - jedziemy do Pragi, 
spacerujemy - zachwycamy się - podziwiamy to piękne miasto ...i wracamy do Melnik,
w tym dniu pokonaliśmy 110 km  
Wieczorem w restauracyjce kupuję na wynos makaron z sosem warzywno-mięsnym - wczesnym rankiem nie będziemy marnować czasu na przygotowanie posiłku.
3 października - 192 km
O godz 7 rano wskakujemy na rowery i rozpoczynamy drogę powrotną. Początek trasy - trudny: podjazdy, niesprzyjający wiatr - wleczemy się ... jednak po jakimś czasie wpadamy w teren leśny, wiatr już nie spowalnia nas, zjazdy są imponujące, a podjazdy nie takie wyczerpujące  ;-)
W kieszeniach mamy mały zapas kulinarny /czeskie batony i czekoladki dla sportowców// który daje nam siłe do dotarcia do Zittau.
W kraju znowu uzupełniamy bidony w izotoniki, konsumujemy co-nieco i kierujemy się niemieckimi ścieżkami do Gerlitz, tu przekraczamy granicę, a w Pieńsku zasiadamy w przydrożnym pensjonacie do stołu i zajadamy się pierogami łapiąc jednocześnie oddech i nabierając energię do dalszej podróży - przed nami jeszcze TYLKO 65 km - dam radę? Tak bardzo cieszy mnie pokonanie własnych słabości, że nabieram wiarę w możliwość dotarcia do domu. Kręcimy więc pokonując kolejne kilomatry, omijając nierówności asfaltu (od Pieńska do Jagodzina), przemierzając wioski i miasteczka, lasy i pola by w końcu z radością ujrzeć tabliczkę z nazwą naszego miasta - radość moja i uznanie w oczach małżonka to nagroda za pokonany trud i nieopisana satysfakcja!

 W sumie przepedałowaliśmy 452 km.
 Piękna jesienna wyprawa!