czwartek, 15 września 2016

z cyklu miasta - PARIS

09.2016


     z cyklu miasta - PARIS                                                                                                                                     naszym Dzieciom ...
https://www.youtube.com/watch?v=foSeq3K72eo

Ziarenko "PARYŻ" rzucone nam jako kolejne rowerowe wyzwanie podczas wywiadu dla Gazety Lokalnej powiatu żagańskiego przez jej redaktorkę, p. Anetę Czyżewską wprawdzie zagnieździło się w naszych sercach, ale traktowane było po macoszemu i zdane raczej na zapomnienie ... ewentualnie niedoścignione już nam - MARZENIE.
A jednak!
Jakoś-tak "na tydzień przed" małżonek zaproponował, by pozbyć się balastu paryskiego planowania i oczekiwania ... i od tamtej rozmowy spokój był mi uczuciem bardziej odległym niż sam Paryż!
Oto nasze 1177 km
 Koniec wakacji jak co roku wkręca nas w potrzebę podróży. 
Dz. I
30 sierpnia 2016
Zasieki - Bitterfeld
 211km 
Jeszcze przed świtem wsiadamy do pociągu w Żaganiu, wysiadamy w Zasiekach - by swą rowerową podróż rozpocząć na polskiej ziemi.
Dobry to dzień ...
mamy sporo lasu, świetne nawierzchnie, za Calau serwujemy spontaniczny stop i objadamy się przydrożnymi śliwkami ... a potem kierunek - Torgau!, z Łabą - ,,naszą" rowerową rzeką i dalej już asfaltami do Bitterfeld
Euforia dnia pierwszego - stan szczególnie dobrego samopoczucia doznawany nawet pomimo rzeczywistych niedomagań organizmu już niemal tradycyjnie nakręca nas dystansowo!
Dz. II
31 sierpnia 2016
Bitterfeld - Bad Lauterberg
 176km 
Zmaltretował nas przeciwny wiatr, bezlitosne słońce i podjazdy gór Harz
Niemalże - okropieństwo! prawie - hor'rendum! ... od samego początku! Wyjazd z miasta - kluczymy, słońce z każdą godziną silniejsze, z czasem hajcuje niemiłosiernie; są też podjazdy nawet z 18% nachyleniem i takiego nie próbuję zdobywać - zaliczam je z buta! Kolejny podjazd do Petersberg, stromy wyjazd z Luterbach z nachyleniem 5% non stop. Wszystkie widoczne na horyzoncie wzniesienia, nawet te okolone daleką płaszczyzną są "nasze" i te wiatraki, wiatraki, wiatraki - ich towarzystwo zapewnia jazdę odkrytym terenem w wietrze i słońcu ... niemal sponiewierana jestem podróżą. U schyłku dnia zdobywamy TEŻ na wzniesieniu bardzo malowniczy i tani pensjonat w Bad Lauterberg, naprzeciw jest klimatyczna knajpka, tam spożywamy pyszną obiadokolację z lampką wina i to wynagradza trudy dnia.
"Rozpostarta płachta nieba (nie) zawsze daje to co trzeba" 
Dz. III
1 września 2016
Bad Lauterberg - Altenbeken
 160km 
Dziś słońce nieco łagodniejsze, ale wciąż obecne i walka z wiatrem trwa!
Harz (pol. hist. Góry Smolne) – masyw górski w środkowych Niemczech poznajemy prawie detalicznie i kiedy trafiamy na nadrzeczną DDR-kę rezygnujemy z wyznaczonej trasy i z Wezerą nabijamy nadprogramowe km, nadal jest urokliwie, ale rzeka gwarantuje jazdę niemal rekreacyjną!
W pewnym momencie w rowerze męża pęka linka przedniej przerzutki - i od teraz będzie jechał wyłącznie na mniejszej tarczy. Już wiemy, że mamy kilkadziesiąt km w plecy, plany czekających nas tras trzeba by zweryfikować, ale stawiamy na spontan - jedziemy dopóki i dokąd się da; odnajdujemy Pensjonat w Altenbeken, tradycyjnie - tusz, przebieranko i schodzimy do centrum na obiadokolację z symboliczną lampką wina - dziś w ramach imieninowego toastu.
Dz. IV
2 września 2016
Altenbeken - Padeborn - Haltern am See
 162km 

Początek trasy to opuszczenie terenu górzystego - ku mej radości zrobiło się płasko! Przecinamy teraz pola uprawne podziwiając okazałe, zadbane zagrody rolników, a w większych miastach DDR-ki prowadziły nas osiedlami domków jednorodzinnych oraz alejkami miejskich parków i terenów rekreacyjnych. 
Ok 16-tej na wjeździe do zagajnika niecna niemiecka osa czepiła się mojego palca i nie odpuściła - użarła! Oblewam początkowo palec wodą, potem okładam babką lancetowatą, jest mała ulga, ale ręka z godziny na godzinę "rozrasta się", na szczęście obrzęk nie stanowi przeszkody w sterowaniu barankiem.
W centrum Haltern am See znajdujemy Pensjonat, po odświeżeniu idziemy na spaghetti; jest tu jakiś festyn - tabun ludzi!!!!! mnóstwo kramów i koncerty - jak w ulu - ciasno! głośno!
Dz. V
3 września 2016
Haltern am See - Wesel - Maaseik
 165km 
Przed opuszczeniem Niemiec przecinamy jeszcze potężny, pełen barek Ren. Widzę tu krajobraz bardzo podobny do naszego - są lasy, jest soczysta zieleń na poboczach dróg, natomiast zabudowania zwiastują swym wyglądem holenderską architekturę ... a potem przelotem niemal przez Holandię pełną rowerzystów i z cudownością dróg rowerowych. Szybko mamy wjazd do Belgii - bardzo mnie te pogranicza ekscytują, jazda - marzenie - nawierzchnie gładziutkie, a pasy dla rowerów pozwalają na swobodne pedałowanie. Łapiemy nawet boczny wiatr, więc są chwile popylania, a kiedy powraca przeciwny znowu trzeba "młynkować". Opuchlizna ukąsanej ręki nie schodzi, więc decyduję się na kupno wapna w aptece, po długich bezsensownych dysputach /niemal konsylium nad mą nabrzmiałą ręką farmaceutki zrobiły/ w końcu dostaję żel i Calcium. Jedziemy, warunki dla rowerów wciąż cudo/cudo!!! Poszukiwanie Pensjonatu w okolicach Maaseik to niczym kołowanie wokół tego miasta, ostatecznie po niespełna 7-mio/kilometrowym krążeniu lokujemy się w Kinrooi.
... dzień pełen radosnych emocji - wszak opuszczamy Niemcy, 55 km Holandii i wjeżdżamy do Belgii.
Dz. VI
4 września 2016
Maaseik - Genk - Charleoi
 153km 
Belgia - wiemy, że czeka nas deszcz, ale rano jest ok! Początkowo trasę pokonujemy sprawnie, wiatr tradycyjnie już - nie odpuszcza ... w końcu dopada nas ulewa. Wkładamy kurtki, szpitalne foliowe ochraniacze na buty skutecznie uchronią moje rowerowe od przemoczenia i w drogę - z deszczem; chwilowe rozpogodzenia pozwalają rozejrzeć się wokół - uwagę przykuwa widok sadów z płasko przyciętymi drzewami owocowymi wysadzonymi w skośne szpalery. Łapiemy jeszcze jedną konkretną ulewę z mocnym i porywistym wiatrem, schronienie znajdujemy pod daszkiem jakiegoś sklepu. Najczęściej jedziemy dłuuuuuuugą prostą z pasem betonki rowerowej pozostawiając za sobą małe miasteczka i wioski.
Cały czas walczymy z wiatrem, MUSIMY dojechać do Charleoi!
U schyłku dnia i trasy na szutrze łapię "laczka", jest późno, wietrznie i chłodno ... dłuuuuugo wjeżdżamy do miasta, jeszcze dłużej kręcimy się jego ulicami w poszukiwaniu noclegu i w końcu stajemy przed ogromnym hotelem, zaczyna ciemnieć ale fart trwa! - cały koszt noclegu - 59€ /domyślałam się, że będzie tego wielokrotność!/. Jest tu wreszcie wanna (!), mamy w pokoju czajnik, herbatę, kawę - odpoczywamy! Błogo regeneruję się w wannie, a potem szybciutko - ku Morfeuszowi!
- Belgii nie zachowam sentymentalnie w sercu, o nie!
Dz. VII
5 września 2016
Charleoi - Sant Qentin - Ham
150km
Już po godz 7-mej jemy bardzo sute hotelowe śniadanko, wyjazd z miasta jak zwykle trudny, a pogranicze Belgii z Francją serwuje niemałe podjazdy, po czym mamy wjazd do kraju miłościsztukipoezji i barwnej kuchni. Od razu oko raduje widok ciekawych, starych kamiennych domostw, kręte wąskie zabudowania mijanych miast zachwycają, a otoczenie szos soczystością zieleni  z poboczami dzikiej roślinności do złudzenia przypomina nasze-polskie! Sielskość tę kończy deszczyk, zakładamy kurtki i od tej pory WALCZYMY! Zaliczamy kilka drogowych labiryntów do Sant Qentin, dalej niosą nas jednopasmowe asfalty przez uprawne wzgórza, a więc podjazdy/zjazdy cały czas faliście i widząc non-stop przed sobą i wokół siebie widok niemal nagich pagórków przeciętych cienką i krętą wstążeczką asfaltu zdaje się, że droga ta nie ma końca! ... ale pojawiają się tory, widzimy mknące nimi wagony wobec tego w Ham lokalizujemy dworzec i wskakujemy do pociągu! Wszak dalsza jazda wymagałaby kolejnych poszukiwań Pensjonatu, bo oddaleni jesteśmy od celu naszej podróży 130km, a tam - w Paryżu - czeka na nas mieszkanko! 
Po rozlokowaniu w wagonie idę z kartką do konduktora, jest to taki trochę rubaszny grubasek, wielce sympatyczny, wyjawia iż przewóz rowerów mamy bezpłatny, nakreśla na kartce miejscowości przesiadek i perony, a po wyjściu z pociągu wciska nas uroczej Murzynce pod skrzydła! Ona prowadzi nas w miejscach przesiadek (2) na perony i wskazuje pociągi do Paryża!
Paris Nord - wysiadamy - na szczęście nawigacja podładowana w pociągu i przywrócona do życia wskazuje drogę do naszej dziupli, którą udostępnili nam p.Dorota i p.Paweł TransportParis.Pl sprawiając, że dwudniowy pobyt w stolicy Francji był łatwy i beztroski - dziękujemy!
... "życie jest drogą, życie jest snem, a co będzie potem? Nie wiem, i wiem" ....
6.IX.2016
PARYŻ
finezyjne rowerowe  16km 

PARIS
Montmartre
Dzięki uprzejmości dawnego Przyjaciela mego męża mogliśmy zatrzymywać wzrokiem, smakować i podziwiać magiczny klimat MONTMARTRE-uspacerując w gąszczu ludzi, uliczek, kramów, malarzy i knajp,  a i zza szyb samochodu chłonąć urok Pól Elizejskich i Łuku Triumfalnego ubarwione światłami neonów i samochodów, oraz delektować się aromatem francuskiego wina u stóp Opery Paryskiej!
MAGIA - dziękujemy - monsieur Mieczysław.
"Znów mam tę ciszę, spokój i marzenia, moje przeżycia i me przemyślenia, kawałek mego świata na tej ziemi, przepięknych momentów, gry świateł i cieni. Mogę rozkoszować się chwil bukietami i nie muszę gonić i żyć realiami" /Fioletowa13/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz