wtorek, 7 marca 2017

Z cyklu miasta: POZNAŃ 2




  •  
MARZEC 2017

Z cyklu miasta: POZNAŃ

Wczesny sobotni poranek, mej pobudce niemal natychmiast towarzyszy lęk i zwątpienie ... 
jechać? tak daleko? w marcu? - (aura stycznia i lutego ograniczyła systematyczność treningową, więc marzec to pora rozkręcenia, a nie dalekich tras ... ),
- dam radę? po co mi to?
Rzut oka na słupek zaokiennego termometru, niecałe 3*C ... jeszcze zimno, ale wiadomo, że z kolejną godziną  dnia będzie coraz cieplej 
- jak się ubrać?
Wersje garderoby analizuję w czasie porannej toalety i w trakcie konsumpcji śniadania, dopiero poranna kawa rozjaśnia umysł i przegania rozterki!
Tuż przed samym przekręceniem klucza w drzwiach zdejmuję jeszcze z butów ocieplacze lekceważąc panujące poranne zimno. 
Wpięcie w pedałki, pierwsze nimi obroty i czuję chłód na udach, nie martwi mnie to - zaraz będą zgrzane, z czasem w zamian marzną stopy, trzeba ten dyskomfort przetrwać - da się!
Opuszczamy poranne - jeszcze spokojne ulice miasta ... Jelenin, Stypułów, Kożuchów,
Nowa Sól z Odrą i dalej w stronę Wolsztyna.
Droga wielokrotnie przepedałowana i sprzyjający wiatr wpływają na dość dobrą prędkość.
Robi się ciepło więc na pierwszym leśnym postoju zdejmuję cieplejszą bluzę i bez niepotrzebnej zwłoki kontynuujemy jazdę. Po chwili okazały szyld drogowy informuje, iż wjeżdżamy w Wielkopolskę
Będzie płasko! -  myślę sobie i rzeczywiście! Droga dotąd otoczona klimatycznymi lasami, malowniczymi krętymi drogami mijanych wiosek lubuskiego zaczyna nużyć. Nagie szare pola intensywnie obsypane o tej porze nawozami, obłożone hałdami obornika to niezbyt atrakcyjny widok, bo też i towarzyszący jemu charakterystyczny bukiet zapachowy nieco deprymuje. Ozimina pól jeszcze zbyt mała, by choć trochę ubarwić ziemię, świat ma barwę brunatnej szarości. Bywa nudno, ale przytrafiają się i przykuwające uwagę Perełki:
Zamek w Gościeszynie, niepowtarzalny drewniany kościółek w Parzeczewie, Pałac w Szczepowicach no i okazały dwór Potockich w Będlewie
Są też i inne miejsca godne zapamiętania: mostki  Południowego, Środkowego i Północnego Kanału  Obry, z których dostrzegam uregulowane nagie skarpy okalające wodę, pozbawione o tej porze jakiejkolwiek szaty roślinnej.
Dobra pogoda skłoniła Wielkopolan do masowego i chyba niezmiennego od wieków co-sobotniego zamiatania chodników i oczyszczania styku krawędzi z jezdnią! Chciałoby się zapytać gospodarzy:
- Nie macie tu zamiatarek?" ...  ale "co kraj to obyczaj", niechaj więc sobie zamiatają!  
Na 117 km zahaczamy o Stację Benzynową serwującą wielbioną przeze mnie kawę Late, spożywamy też hod-doga popijając to-to sokiem wielowarzywnym i wchodzimy w ostatni etap podróży: Mosina, Puszczykowo, Luboń.
Godz 15.30 - mamy wiadukt, z którego widok zwiastuje wjazd do Poznania.
Przejazd ulicami miasta do Dworca Głównego = "No comments"
Dylemat powrotu PKS-em czy koleją rozwiewa oczekujący właśnie na odjazd pociąg przy peronie 4a do Nowej Soli. 
Lekceważąc zaspokojenie potrzeb kulinarnych mościmy się w wagonie dla cyklistów i oddajemy długiej - długiej podróży powrotnej pozwalającej na zadumę ...
Odczuwam łechcące ego zadowolenie i satysfakcję, że jednak /pomimo/ wczesnego marca - można!
A później nadeszły pytania: 
- "i po co były te poranne rozterki? te obawy? te frymarczenia? "