czwartek, 30 lipca 2015

Ściganko na "Pętli Drawskiej"

07. 2015
Ściganko na "Pętli Drawskiej"


  •  
Rywalizacja i ściganie nie są moją mocną stroną, mimo to zaliczenie trasy MEGA /152 km/ Choszczeńskiego Maratonu Rowerowego "Pętla Drawska" pozwoliło na zaznanie frajdy, radości i satysfakcji.
Okolice Drawy, rzeki przy której spędzamy czas wolny i którą niemal corocznie od lat 70-tych spływamy są szczególnie bliskie sercu, obrazy nieskażonej dziewiczej szaty roślinnej pełnej zwierzyny, wzbogaconej odgłosami ptactwa usadowionego wokół niezliczonych tu jezior cieszą oko i serwują komfortowy i bezkonkurencyjny wypoczynek.
Tydzień przed maratonem to czas nieustającego niepokoju o aurę, prognozy wciąż zapowiadały opady, ale z każdym dniem ich nasilenie miało maleć.
Sobotni świt 20 czerwca 2015 r wita nas promykami słońca, a więc z optymizmem jedziemy do Choszczna na X Pętlę Drawską. Już przed startem następuje pożegnanie ze słoneczkiem, niebo zakrywają chmury, na szczęście - nie pada!
Startujemy prawie równocześnie, małżonek rusza 3 minuty przede mną, zaraz za Choszcznem czeka na mnie i teraz już w zgranym rytmie koło w koło niczym ramię w ramię pokonujemy trasę, która jest szczególnie etapowa:
Choszczno - Drawno - Kalisz Pom - Drawsko - Łobez - Ińsko - Recz - Choszczno.
Bardzo dobrze znana mi trasa a i wielce lubiana!
Każde miasto na swych rogatkach serwuje nam drobniutkie i minimalne deszczozroszenie, które nie wiedzieć kiedy - znika, pierwsze etapy jedziemy sami. Malowniczy teren pełen wymagających podjazdów, po których nastają piękne-kręte-nadające imponującej prędkości zjazdy to godne zapamiętania i wzmianki drogi o dobrej nawierzchni wprowadzające nas do Drawska Pomorskiego. Przed wspomnianym grodem dochodzi nas grupa 6 młodych-rosłych mężczyzn, podpinamy się do nich i teraz ten zapowiadany najtrudniejszy odcinek od Drawska Pom do Łobez, a nawet dalej - do Węgorzyna staje się swobodną jazdą w grupie. Panowie dają sobie zmiany,trzymają tempo jednolite, bez szarpania i zrywów - full serwis asekuracji i wspomagania! Niekiedy nawet pozwalają i nam poprowadzić ... ba! nawet i mnie się udaje wyjść na czoło z nadzieją, że przecież chłopcy nie pozwolą by starowinka ich zbyt długo prowadziła, ale jestem w błędzie - idą potulnie przez jakiś czas za mną i nie zamierzają tego zmieniać ... no cóż? w końcu mam pierwszeństwo z racji płci i wieku. Staram się jak mogę w tym prowadzeniu grupy, by nie dać plamy, pierwszy lituje się nade mną małżonek, a gdy powraca mi power - znowu wychodzę na czoło i wreszcie po niedługim czasie widzę kątem lewego oka rosłego młodziana wchodzącego na prowadzenie. Ta fajna, zgrana jazda trwa do punktu żywieniowego w Węgorzynie, tu dwójka ambitniejszych w biegu pobiera bułki, banany i prawie bez zatrzymania spiesznie nacisnęli naprzód, ja pałaszując banana podaję bidon do napełnienia przemiłej Pani z obsługi wyrażającej troskę pojawiającym się deszczykiem i informującej nas, że jeszcze tylko 50 km. Biorę w rękę drożdżówkę i w powolnym tempie konsumując ją kontynuuję jazdę, po chwili kolejna dwójka naszej grupy wyprzedza nas ostrym tempem - nie damy rady im towarzyszyć, jedziemy znowu sami pozostawiając na pnkt żywieniowym trzecią dwójkę naszej grupy.W okolicach Recza wyprzedzamy duet ze Świnoujścia, ale po kilku km z kolei oni nas połykają z przyjaznym i wesołym komentarzem:
-" Wy to się w korcu maku pewnie znaleźliście! " ... po jakimś czasie dochodzimy do nich i trzymamy się koła, w Reczu wyprzedzamy drugą dwójkę chłopaków z naszej grupy, a za miastem świnoujski duet daje nam prowadzenie i wtedy zapowiadany deszcz bezlitośnie moczy nawierzchnię, nas i cały świat wokół. Trzeba teraz włączyć czujność - jest ślisko! Mając na plecach jednego maratończyka wjeżdżamy do Choszczna, prowadzę ulicami miasta, rondem, wreszcie zdobywam ostatni podjazd w centrum, delikatnie biorę zakręt w lewo i wciąż zdana na kurtuazyjne pierwszeństwo wpadam w dmuchaną bramę mety kończąc trasę MEGA pokonaną w czasie 5h i 42minut.
Wita nas tu dwójka najszybszych z naszej grupy, są ciekawi co z resztą chłopaków, dziękujemy sobie wzajemnie za pomoc i współpracę. Panująca wokół euforia sprawia, że wszyscy się do siebie uśmiechają, wszyscy sobie gratulują, zawsze jest to dla mnie najprzyjemniejszy czas Maratonu właśnie ze względu na wielce wyczuwalną i wszechobecną empatię.
Organizator serwuje zawodnikom obiad w szkolnej stołówce, grill nad jeziorem,
który urozmaicony jest ucieczką "gdzie się da" przed kolejną ulewą tego dnia.
Nadchodzi czas dekoracji - odbieram 2 puchary, jeden za 
I m-ce w kategorii Open Kobiet dystansu MEGA/152 km
i swojej kategorii wiekowej ...
Otrzymane trofea zawdzięczam najbardziej swemu mężowi, który wspaniale mnie prowadził!
Udział w Choszczeńskim Maratonie ze względu na panujące wówczas kaprysy pogodowe to niewątpliwy atrybut i satysfakcjonująca atrakcja naszego tygodniowego urlopu nad Drawą, a tegoroczny spływ musi poczekać na lepsze warunki atmosferyczne - może we wrześniu?