niedziela, 7 czerwca 2015

Z Łabą szlakiem Elberadweg

    Z Łabą szlakiem Elberadweg


W kwietniu ub r. zjeżdżając w Hrensku ku granicy niemieckiej ujrzałam przed sobą panoramę krętego koryta Łaby, co wprawiło mnie w niezapomniany zachwyt i trwając w tym zachwycie i JEJ towarzystwie wespół z małżonkiem pognałam dalej do Meissen wklepując w zakamarki pamięci niepowtarzalne obrazy Saksonii. Było to pierwsze rowerowe spotkanie z rzeką, 
https://cyklistka.blogspot.com/2014/09/
a we wrześniu tamtego roku podczas wyprawy do Berlina przez Pragę doszło do ponownego spotkania z Łabą - tym razem w Melnik przy dopływie Wełtawy.Takie fascynacje pozwalają tworzyć nowe wyzwania i plany, bo skoro trasa w towarzystwie rzeki została przerwana, dobrze byłoby przemierzyć jej dalsze koryto. Plan trasy jak zwykle opracował małżonek i 2 czerwca w późnych godzinach wieczornych załadowaliśmy szczelnie owinięte rowery do busa wbrew groźbie - "na drugi raz nie zabiorę" - skwaszonego i bardzo nieuczynnego kierowcy. Noc w busie jest trudną formą odpoczynku, ale nie beznadziejną - jak się okaże ;)
3.VI.2015 

248km 

Wczesnym rankiem wjeżdżamy do Hamburga
uwalniamy rowery z folii i o 5,30 rozpoczynamy swą trzydniową włóczęgę z Łabą szlakiem Elberadweg.
Dość szybko wyjeżdżamy z miasta i od razu wpadamy w ścieżkę otoczoną szpalerem drzew,najczęściej kwiatem obsypanej akacji, za którymi pojawiają się pola uprawne, osiedla willowe, a i zarośla. Droga oznakowana tabliczkami informacyjnymi o siedliskach ptactwa wszelakiego co potwierdza ich słyszalna i widoczna obecność.
Nawierzchnia i sprzyjający wiatr pozwalają pomykać szybciutko, opuszczamy zaciszne otoczenie i wpadamy na nadrzeczne wały. Jedziemy albo jego grzbietem albo drogą poniżej nasypu, która łączy rozrzucone tu w sporej odległości zabudowania hodowców owiec i rolników.
Stada owiec wypasujących się na nadrzecznych łąkach i wałach mijamy bardzo często, lubię słuchać ich pobekiwanie i przyglądać się zwłaszcza tym najmłodszym. Niespotykane na co dzień widoki czmychających na naszą obecność zajęcy, brodzących leniwie bocianów, nawet niezlęknionych bażantów uatrakcyjniają pedałowanie - jakże widoczna jest tu troska o naturę! .
W Wittenberge w McD zaliczamy mały popas, a w markecie robimy zakupy i już wiemy, że dzisiejszy dystans będzie spory. Zbliża się godz 18-ta  - zaczynamy poszukiwanie noclegu - pierwszy pensjonat niby czynny, ale dopukać i dodzwonić się nie można, więc jeszcze kilka km pedałowania, w kolejnym miasteczku pensjonat z kompletem gości ... trzeba dokręcić jeszcze 10km i tak po pokonaniu 248 km zostajemy ugoszczeni w przytulnym pensjonacie w Jerichow. 
4.VI.2015 

198 km

godz. 7,30  jak to zazwyczaj bywa z werwą rozpoczynany II etap naszej rowero-włóczęgi szlakiem Elberadweg. Do miasta Burg docieramy szybko i sprawnie, ale od teraz zacznie się błądzenie, jazda na czuja i szukanie swej drogi, a mi najbardziej w tej ciuciubabce brakuje obecności Łaby. Oczywiście po "jakimś czasie" odnajdujemy swój szlak,
dwukrotnie przepływamy rzekę promem /Aken-Elbe oraz Coswig/, a przed Magdeburgiem kręta asfaltowa wstęga wprowadza nas w piękną krainę pół ubarwionych makami, rumiankiem i chabrem pachnących żytem i świeżo skoszonych traw, widoczne w oddali zaznaczone szpalerem drzew koryto naszej rzeki sprawia, że czujemy się zupełnie oderwani od kipiszu motoryzacyjnego i wielkomiejskiego. Urzeka nas też drewniana zadaszona kładka, na której sporo rowerzystów przechylonych przez barierkę obserwuje ryby imponujących rozmiarów pojawiające się od czasu do czasu w nurtach rzeczki.
Objeżdżamy rogatkami Magdeburg, w mniejszych miejscowościach place i uliczki pokryte brukiem nakazują spowolnienie, ale też możliwość przyjrzenia się zabudowaniom i ciekawej architekturze. Ścieżki na dzisiejszym dystansie mamy o zróżnicowanej nawierzchni: od kostki przez betonowe płyty po gładziutkie asfalty, choć i zdarzają się leśne szutrowe wąskie ścieżynki.
W Lutherstadt Wittenberg dość szybko odnajdujemy uroczy pensjonat, lokujemy się i po odświeżeniu idziemy na kolację i długi spacer podziwiając zabytki grodu,
jest to miasto reformatora religijnego Martina Lutra, który w przedsionku Kościoła umieścił swe tezy jeszcze przed wysłaniem ich do biskupów niemieckich.
5.VI.2015 

186km

Piątkowy poranek serwuje nam przeciwny wiatr i nie zmieni się jego kierunek do końca dnia, pogoda też zdecydowanie się poprawia i zapewni nam gratisowe solarium.
W Pretzch Elbe w oczekiwaniu na prom, który przeprawi nas na lewy brzeg schładzam nogi w nurcie Łaby. Rzekę dopiero teraz otulać zaczynają delikatne wzniesienia, a jej koryto staje się kręte. Zdarzają się też miejsca oddalone od rzeki, ale dzięki jej bliskości mocno zawilgocone, osłonięte pachnącymi akacjami i serwujące nam ulgę od słońca, a rechot żab zagłusza wszelkie dźwięki otoczenia - to niczym koncert w klimatyzowanej filharmonii!
Na stacji paliw w Torgau serwujemy sobie krótki odpoczynek, łańcuchy wymagają odświeżenia, przy okazji i my schładzamy się lodami. Walcząc wciąż z wiatrem wjeżdżamy do Riesy,
mostem wracamy na prawy brzeg Łaby i dalej opierając się zefirkowi krętymi, nadrzecznymi DDR-ami mocno zgrzani słońcem docieramy do Meissen ...
TU - pożegnanie z rzeką ... i kierujemy się na wschód. Po małych zawirowaniach docieramy do Tauschy, lokujemy się w małym tanim pensjonacie bez serwisu kulinarnego i mediów co zupełnie nam nie przeszkadza, bowiem jesteśmy na to przygotowani. Jeszcze przed snem szykuję kanapki na śniadanie, by rano nie tracić czasu i w miarę wcześnie rozpocząć ostatni etap rowerowej wędrówki.
6.VI.2015  

 138km 

Sobotnim bardzo wczesnym porankiem opuszczamy senną wioskę, dziś mamy wiatr w plecach, ale i zapowiadane upały powodują, że spiesznie wracamy do domu. Ten etap trasy mamy przejechany wielokrotnie, co powoduje złudzenie szybszego jej pokonania i rzeczywiście - o godz 10-tej w Bad Muskau przekraczamy granicę,
a ostatnie 40 km mimo wzrastającej temperatury, paskudnej nawierzchni bo odczuwalnej już w wiadomych miejscach ciała /nadgarstki-nadgarstki!!! ;) / i sporego ruchu "blachopuszek" pokonujemy z uczuciem ogarniającej nas powoli euforii i satysfakcji.
ELBE - zdobyta!
Zdobyta?
Ejże ... a gdzie odcinek od Melnik do źródła rzeki?