czwartek, 26 marca 2015

Pierwszy TYSIĄC w 2015

marzec 2015 

ROSE

Pierwszy TYSIĄC w 2015



  •  
Jak-to ostatnio się czyta? - nie ma pojęcia "sezon rowerowy"!
Jeździmy bezsezonowo!
Coś w tym jest!
Jeszcze 3 - 4 lata temu wyznawałam zasadę, że w marcu wsiadam na rower po trzymiesięcznej absencji szosowej. Głowa wprawdzie siwieje, ale tylko na zewnątrz ... bezsprzecznie obsesyjne parcie na pedałki, nowy wehikuł, a i aura pozwalają weryfikować dawne zasady, więc w pierwszym dniu marca tego roku mogłam już pochwalić się pierwszym tegorocznym kilometrowym tysiączkiem!
Pierwszy kontakt z nowym rowerem i pierwsza na nim jazda jest niczym elektryzująca schadzka, a więc najpierw wpięcie się ... pierwsze zakręcenie pedałem to niczym pytanie - i - jak?
wpinając drugi but - wstępuję na swój rower i drugi obrót 
- i co? fajnie?  ... po każdym kolejnym obrocie nowe ustawianie ciała, potem przymiarka z kierownicą w dolnym i górnym chwycie baranka, następnie zasiadanie i moszczenie się na siodełku 
pasuje?
- TAK! ... 
teraz nogi już same wirują: przyspieszenie, spowolnienie, lekkie hamowanie, no i te manewry manetką! Wszystkie te przymiarki, chwyty, uściski dają ogrom radości z obcowania z nowym bicyklem, który w najbliższym czasie powiedzie mnie w dal znaną i nieznaną ... z pewnością dla mnie i zaczarowaną.
Na początek jednak dominują trasy 50-cio kilometrowe, takie dystanse oswajają mnie z rowerem, sprzyjają zgraniu z nim i ... odczuwaniu radości! 
Z pewnością w miesiącach zimowych nie wypuszczamy się w dalsze dystanse, bo to i dzień krótki, wiatry intensywniejsze, a i temperatury niskie, ale kiedy tylko ukazuje się suchość asfaltu śmiało pokonujemy nieco dalsze dystanse, takie do 100 kilometrów.
Najpierw - Krzywaniec /60 km/, gdzie w malowniczych bezkresach leśnych znajduje się więzienie dla kobiet.

Po dojechaniu do celu przyglądam się z jakimś smutkiem tym murom, drutom nie mogąc ogarnąć ogromu dramatów kobiet, które za nimi zostały umieszczone - refleksja adekwatna do miejsca, a więc szybko w drogę powrotną, jakby się chciało uciec ... i ZAPOMNIEĆ!
Kolejny pogodny dzień i rowerowy wypad do Lubska /82 km/ - wiatr gnał żwawo do celu, by drogę powrotną maksymalnie uprzykrzyć!
Następny cel to - Zielona Góra /92 km/ po odbiór nowych paszportów w Urzędzie Marszałkowskim
1 marca - kolejny rowerowy wypad, tym razem do nadgranicznego Przewozu /80 km/, początek trasy pod wiatr z nadzieją na lepszy powrót i wprawdzie jest szybki - niesiony Zefirkiem, ale też trzeba uważać bo drobny deszczyk moczy asfalt i zaczyna być ślisko!
Oswojenie i zgranie z  ROSĄ  mam już za sobą i troszkę szkoda, bo kolejne z nią dystanse pozbawione będą tej magicznej emocji poznania, ale swoboda popylania na NIEJ już mi daje nie mniej radości i frajdy :)